Relacja z oldschoolowego meczu Polska - Anglia 1993 rok Chorzów.
Jest sobota, godz. 9.00, dworzec w Oliwie, kilkanaście młodych osób w „szwedkach: z flagami, szalikami…
Podróż odbywa się spokojnie, kibiców przybywa. Jesteśmy w Katowicach – słychać okrzyki: „Lechia Gdańsk”, „Śląsk Wrocław”, towrzy się pochód w liczbie ok. 600 osób. Miasto – jak za dawnych lat – obstawione funkcjonariuszami. Ktoś mówi – tam są Angole. Tłum kieruje się w stronę jednej z katowickich knajp. Okrzyki, kamienie – Anglicy – kilkanaście osób ucieka. Wkracza policja – pałowanie, kamienie, gonitwy, ucieczki, idziemy zwartą grupą z okrzykami przez centrum miasta.
Już widać hotel, w którym mieszkają Anglicy. Kibice Lechii i Śląska pod eskortą policji nie wytrzymują – atakują hotel, znów lecą kamienie, butelki – ktoś dostał w głowę butelką inny kamieniem, lecą szyby. Sytuacja się powtarza – Anglicy stawiając opór cofają się. Wkracza policja.
Są pierwsi zatrzymani – co będzie z nimi?…
Drogę na stadion choć odległą, kibice przebywają pieszo – jak doszli niestety nie wiem – zam zostaję wyciągnięty z tłumu i zatrzymany. Po godzinie wysadzony w odległej okolicy zdany na własne siły wsiadam w tramwaj jadący w stronę stadionu. Ponownie oglądam obraz po bitwie – wybite szyby, kamienie na ulicach i butelki. Bez większych komplikacji dostaję się na stadion. Jest on olbrzymi i robi wrażenie. Szukam swoich, widzę transparenty LECHII – jest ich chyba najwięcej. Spotykam znajomych, wymiana relacji. Jeden po zatrzymaniu ląduje w odległym lesie, tam go zostawiają, drugi podobnie, tylko oberwał parę pał. Dobra metoda bez świadków, dowodów – chyba już to kiedyś przerabialiśmy. Z niecierpliwością czekam na mecz, stadion wypełniony prawie po brzegi, tylko Anglików trochę mało…
Wznoszą się okrzyki, stadion „grzmi” – doping jest ogłuszający. Trwa mecz. Nie wiem dlaczego i o co, ale raz po raz na trybunach wybuchają bijatyki. Muszę przyznać niestety ale prym w tym wiodła Lechia wraz ze swoimi sprzymierzeńcami – Śląskiem Wrocław i Wisłą Kraków. Raz walki z Lechią, potem z policją, potem ataki Arki i Cracovii na Anglików. Wszystkiie walki kończą się interwencją policji oddziałó antyterrorystycznych – ławki połamane, głowy porozbijane, latają czapki, kaski i pałki policyjne. Tak włąsnie wygląda prawie cała pierwsza połowa meczu. Oczywiście wspaniała bramka i ogłuszający doping polskich kibiców. Jest druga połowa meczu, atmosfera na sektorze Lechii się uspokaja, natomiast wybuchają awantury w innych sektorach. Niestety wpada bramka, szok, przez kilka sekund stadion zamarł, tylko Anglicy w szale radości tańczą i krzyczą. Nie wiadomo dlaczego policja uspokaja ich pałkami. Wracamy do domu, zmęczeni bez okrzyków, spokojnie. Drobmny występ rannego „na solo” z kibicem Legii. Jedno uderzenie – tamten padł. Drobne starcie z policją i wszystko wraca do normy. Nikt z nikim nie walczy, kibice Arki wymieszani z Lechią i Legii z Wisłą itd. Jedziemy pociągiem do Warszawy, a potem do Gdańska, podliczamy straty – jeden uderzenie głową w czasie jazdy pociągiem w słup (po operacji w szpitalu podobno będzie żył), drugi 50 pałek w „tyłek” i po ciele – jak mówi po 25 zemdlał – ja mu wierzę widziałem te pośladki – trudno je tak nazwać. Podbitych oczu, wybitych palców i śladów po pałkach nie warto liczyć – chyba łatwiej policzyć całych i zdrowych.
Taki to był mecz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz